Listy do Polski 20: „Masa krytyczna”
10 Maj, 2016 Dodaj komentarz
Kochani!
Nie znam Waszych predylekcji, ale ja podchodzę do oficjalnych wiadomości z pokaźną dozą sceptycyzmu. Traktuję chroniczne powątpiewanie za moją osobistą, rzadką cechę – symptom nieuleczalnego pesymizmu, odizolowującego mnie od reszty wyważonych w małej grupce tzw. spiskowców. Im więcej czytam, poznaję świat i medytuję, tym bardziej odnoszę wrażenie, że logiczna dedukcja stanowi niebezpieczeństwo bycia oznakowanym literą „K” – „Konspirator” – wypaloną na czole dla łatwej identyfikacji.
Współcześnie chorujemy na wywyższanie ilości ponad jakość, mianowicie wartość poglądu, krytyki, teorii czy innego płodu myślenia zależy od liczby wyznawców danego konceptu. Popularność idei pozostaje mierną bez uzyskania przesądzającego procenta wielbicieli. Szkodliwe zjawisko, świadczące o rozkwicie kultury populistycznej, pozwalającej lansować cokolwiek bądź kogokolwiek dzięki monopolizacji mediów rosiewających informacje. W tym sensie reklama przeistacza się w pranie mózgów, zacierając różnice pomiędzy autentycznym a sztucznym, potrzebnym a zbędnym, rzetelnym a cygańskim. Wykładnikiem szyku jest chodliwość – nie unikatowość.
Paradoks: oryginalny fason to ten, który jest rozchwytywany, czyli przeciętny. Oni mają, to i ja muszę mieć! Oni wierzą, to i ja powinienem wierzyć! Oni jedzą, to kładź mi na talerz, bo pragnę wcinać! Popatrz, co oni słuchają – kupujemy tę płytkę! Szybko, szybko! Nie chcę zostać odszczepieńcem (i.e. niepowszednim)!
Niemniej jednak fenomen działa fantastycznie także w drugą stronę, ponieważ szlachetny punkt widzenia potrafi przebić grube warstwy nagłaśnianego nonsensu, podobnie do promieni słońca rozdzierających czarne, burzowe chmury. Ludzie – w okamgnieniu – sami siebie kształcą dzięki zaawansowanym technologiom komunikacyjnym, wybijając społeczny sentyment na piedestał i zwalając z nóg korporacyjną agitację. Ziemianie potrafią doskonale indoktrynować jeden drugiego po wywęszeniu szwindlu, rozniecając niepohamowaną, łańcuchową reakcję wzajemnej edukacji.
Ewidentny przykład przedstawiała z początku kwestia Syrii. Po raz pierwszy od długiego czasu, dziarsko wywijający szabelką Amerykanie nie znaleźli poparcia większości. Bili prężnie w tam-tamy, czarowali, kwiczeli na alarm. Siedziałem w obawach o standardową absencję odzewu mas, słowem bierny poklask. Jednakże zareagowano zgoła przeciwnie: argumentacje pod postacią zaprowadzenia ładu w cudzym kraju zostały przejrzane, wyszydzone, odrzucone. Zaiste, krok milowy w kierunku globalnego oświecenia: oto mocarze świata wyglądali niczym pajace w świetle opinii publicznej, siedząc spietrani, pogubieni, nadrabiający miną, klecący świeże (coraz bardziej humorystyczne) bajdy na łapu-capu.
Pamiętacie inaugurację tej kampanii zbrojnej, gdy Syryjczyków oskarżono o zastosowanie broni chemicznej w miejscowości Ghouta? Niestety, najbardziej zaawansowana nacja na naszym padole (USA) nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: kto użył sarinu na wielką skalę? Przydybią Grzesia na podjadaniu czekolady w nocy, albo na puszczeniu bąka-cichacza w towarzystwie, ale nie zlokalizują winnych potężnych ekspolozji? Dysponują satelitami fotografującymi z kosmosu pudełko zapałek w rozdzielczości HD, podsłuchują każdą rozmowę telefoniczną, lustrują wszystkie e-maile, zarządzają szwadronami szpiegów – potencjał wciąż zbyt skromny do rozszyfrowania rebusa syryjskiego. Zero dowodów, lecz dużo wrzaskliwych ogólników tudzież walenia piąstką w stół. Komedia roku!
Analogicznie kiedyś obrobiono tyłek Irakijczykom za magazynowanie stosów bomb nuklearnych…
Selekcjonujemy wodzów, którzy później bawią się z nami w kotka i myszkę, ubliżają naszej inteligencji, zamęczają prymitywnymi argumentami. Ciekawy fakt: kiedykolwiek nie zostaną przyduszeni oczywistością ich przekrętów i przyparci do muru żądaniami wyjaśnień, niedomiennie wykwikują wyświechtaną wymówkę: „Tajemnica państwowa!”.
Szeroko pojęta tajność posunięć rządu nigdy nie zbuduje zaufania, natomiast otworzy szeroko wrota dla malwersantów, tworzących prywatne, zakamuflowane, międzynarodowe afiliacje – w imię dobra elektoratu, na rzecz obrony interesów kraju. Ścisłe definicje profitów płynących z zakulisowych manewrów pozostaną nieznane, a ich efekty nieodczuwalne dla zwykłych śmiertelników. „Top secret, panie dzieju!”. Czyżbyśmy ochoczo wybierali wyłącznie dygnitarzy, władających nieprzeciętnymi zdolnościami maskowania pociągnięć – niby dla naszej korzyści? Kichamy na nudną jawność, preferując dreszczyk niepewności o jutro?
Ilustracja: Szczepan Sadurski
Ku zgrozie rzeczywistych dywersantów, osiągnięcie decyzyjnej masy krytycznej przez wspólnotę może nadejść spontanicznie, pomimo odgórnej propagandy. Wpajanie rzekomo pożytecznego wymaga niebotycznych nakładów finansowych, podstępnym dłubaniu w psychologicznej strukturze obywatela bądź klienta, operowania zaiste wrednym garniturem genetycznym (chodzi jeno o zysk, nie empatię; cel uświęca środki). Tymczasem dystrybucja godziwości trwa sekundy – bez angażowania powyższych taktyk, wyszeptując obiektywne racje z uszka do uszka.
Podejście do problemu Syrii obrazuje nasze naturalne skłonności do czczenia prawdy: tubalne „NIE!” rozniosło się echem po wszechświecie zgoła telepatycznie. Wola ludu podcięła podskakujących krzykaczy ekspresowo, doprowadzając ich zrazu do stanu ogłupienia. Nie było istotnym, która strona popełniła zbrodnię w odległej krainie, ani kto kłamał, ale insynkt każdego cnotliwego człowieka nakazywał wstrzymanie dalszej eskalacji strzelania do bliźnich. Kto, przez litość, ma apetyt na konfrontacje militarne? Kim są indywidua chwytające za cyngielki? Kogo reprezentują wyfiokowane typki w drogich garniturach, hipokrytycznie sugerujący zabijanie dla pokoju, miauczący jednocześnie o nasze poparcie?
Na nieszczęście, zbiorowy opór spalił na panewce, bowiem pozbawieni mandatu zaufania agresory zza oceanu wykombinowali inne sposoby, aby niefortunne państwo zniszczyć – obecnie Syrię bombardują wszyscy, oprócz bodajże Eskimosów… Jak oni to robią, że gdziekolwiek nie wlezą interweniować, następują dalsze konflikty oraz większa bieda? Potrzeba nie lada talentu w celu destabilizacji narodów ponoć Stanom Zjednoczonym przyjaznym, wiwatującym na widok US Army gnającej żwawo gazikami przez muzułmańskie dzielnice. Komuniści dostarczali nam zdecydowanie mniej kabaretu.
Okazja uzmysłowienia sobie mocy zespołowej prawości, nie do podważenia kasą, tupaniem nóżkami, histerycznymi piskami, pozami karate, zaciskaniem szczęk, powiewaniem flagami z gwiazdkami w różnych aranżacjach (w rządkach przy czerwonych kreseczkach; w kółeczku na niebieskim tle). Za pompatycznymi kazaniami, demokratycznymi reprymendami, szelmowskimi uśmiechami lub sianiem paniki zakamuflowane są zazwyczaj ordynarne handelki elit, innymi słowy forsa.
W jedności siła!
Grzesio Polak
#19 – Ta ta ta! | #21 – Polish brand
Publikacja umieszczona w kategorii LISTY DO POLSKI | Format PDF (0.8 MB) – pobierz tutaj